Ze statystyk wynika, że dotyka ona głównie osoby pomiędzy 35, a 50 r. ż. Co takiego się dzieje się że, już co 10 z nas staje się „niewolnikiem smutku”? Depresja może dotknąć każdego, niezależnie od wieku, życiowych doświadczeń, statusu materialnego, czy wykształcenia. Z chorobą tą zmagało i zmaga się wiele sławnych i bogatych osób takich jak Albert Einstain, Vincent Van Gogh, a z bardziej nam współczesnych: Angelina Jolie, czy aktor komediowy(sic!) Jim Carrey. Wiadomo, że traumatyczne wydarzenia związane z m. in ze śmiercią bliskiej osoby, utratą pracy, czy rozpadem związku miłosnego potęgują zapadalność na tę chorobę. Zastanawiający jest jednak fakt, że pojawia się ona także w momentach życia wydawać mogłoby się pozbawionych jakichkolwiek zewnętrznych problematycznych czynników. Ciekawostką jest też spostrzeżenie, że osoby urodzone pomiędzy 1920, a 1960 r, czyli te, które przeżyły najcięższe czasy w historii nowożytnej związane z przebiegiem dwóch wojen światowych, praktycznie nie wykazują tendencji do zapadalności na depresję. Czy trudne doświadczenia i codzienna walka o byt uodporniają nas na popadanie w melancholijny nastrój? A może depresja jest tylko wymysłem współczesnych ludzi, którzy wyolbrzymiają swoje codzienne, wydawać by się mogło błahe w świetle minionych czasów, kłopoty? Czemu depresja staje się plagą, mimo, że żyje nam się coraz lepiej i dostatniej? Gdzie tkwi odpowiedź?

Św. Hildegarda z Biden,  tak zobrazowała depresję:

„Melancholia jest jak człowiek trędowaty z czarnymi włosami i bez ubrania. Okrywają go wielkie liście, drapie się obiema rękami po piersiach i mówi: Jakie szczęście posiadam oprócz łez? I co za życie poza bólem? A jaką mam pomoc oprócz śmierci? Jaka pozostaje mi odpowiedź? Tylko otchłań, bowiem poza tym nie ma nic lepszego!”.

Brzmi jak celowe umiłowanie cierpienia? Dla każdego z nas szczęście i cierpienie oznacza coś innego. Jeden jest szczęśliwy gdy poczuje promień słońca na skórze, drugi czuje radość w objęciach drugiej osoby. Jeden cierpi, bo zaplamił ubranie, drugi bo stracił dom w pożarze. Nie umniejszając niczyich problemów pamiętajmy, że szczęście pojawia się wówczas, gdy to my zdecydujemy się być szczęśliwi. Czasem mimo wszystko i przeciw wszystkiemu, z większą ufnością do życia i samych siebie. Zawsze powtarzać będę, że najważniejsza w zachowaniu zdrowia, również psychicznego, będzie prewencja. O ile smutek jest nieodłącznym elementem naszej palety emocji i pojawia się o on w życiu każdego człowieka, o tyle „faworyzowanie” smutku nie będzie dla nas w szerszej perspektywie korzystne. Ale co zrobić, gdy to smutek faworyzuje nas i robi z nas swojego niewolnika? A jak depresja wygląda w świetle fizjologii i nauk konwencjonalnych. Czy granica pomiędzy uczuciem smutku, a chorobą jaką jest depresja jest stała dla każdego człowieka?

Nazwa tej choroby pochodzi od łac. depressio - „głębokość”, co z kolei wywodzi się od czasownika „deprimere” - przygniatać. Depresja określa grupę zaburzeń psychicznych odnoszącą się do objawów takich jak: permanentne uczucie smutku i przygnębienia, niskie poczucie własnej wartości, brak wiary we własne możliwości, poczucie winy, pesymizm, myśli samobójcze, niezdolność przeżywania przyjemności, spowolnienie psychoruchowe, zaburzenia rytmu snu oraz zaburzenia apetytu. Brzmi znajomo? Wiele osób uważa, że kliniczne zdiagnozowanie depresji jest możliwe u większości ludzi, a sami lekarze obwiniają swoich pacjentów o pewnego rodzaju wymuszenie u siebie takiego rozpoznania, by szybko otrzymać „pigułkę szczęścia”. Tkwienie w depresji jest bardzo niebezpieczne dla naszego zdrowia i leczenie jej jest konieczne, pamiętajmy jednak, że każda „pigułka szczęścia” będzie tylko i wyłącznie leczeniem objawów, nie przyczyn. Co zatem jest przyczyną depresji? Dla psychiatrów i neurologów pozostaje to kwestią niewyjaśnioną lub sporną, istnieje jednak kilka czynników, które będą predysponować do stania się „niewolnikiem smutku”.

Z biologicznego punktu widzenia depresja to zaburzenia neuroprzekaźnictwa w ośrodkowym układzie nerwowym, wynikające np. z nieprawidłowego działania receptorów znajdujących się w synapsach komórek nerwowych, odbierających sygnał od neuroprzekaźnika lub zaburzenia w wydzielaniu samych neuroprzekaźników, głównie serotoniny oraz w mniejszym stopniu noradrenaliny i dopaminy. U chorych obserwuje się nadmierną aktywność płata czołowego mózgu stanowiącą zaburzony układ „kary i nagrody”. Taka nadaktywność hamuje motywację do działań oraz naturalne impulsy popędowe – wynikiem czego jest ogólna niechęć do wykonywania codziennych zajęć, poczucie braku sensu robienia czegokolwiek.

Według wielu badaczy główną przyczyną depresji pozostają jednak emocje i wewnętrzpsychiczne, osobiste konflikty. Zygmunt Freud w swojej pracy„Żałoba i depresja” pisze, że przyczyną depresji jest silne rozczarowanie związane z nieodwzajemnioną miłością – miłość rozumiemy tutaj głównie w pojęciu miłości rodzicielskiej, miłości uniwersalnej, nie miłości romantycznej do płci przeciwnej, choć i ta, nieodwzajemniona może stać się czynnikiem wyzwalającym depresję. W wyniku wewnętrznej złości i frustracji powstaje mechanizm przeniesienia „obiektu utraconej miłości” na własne ego i podświadome odczuwanie żalu i nienawiści do samego siebie (rozwijające się od wczesnego dzieciństwa), już nie zaś do drugiej osoby, która nas "odrzuciła". Na poziomie świadomym mamy żal do kogoś, na poziomie podświadomym – do samego siebie. Jeśli przychylić się tej teorii - świat cierpi aktualnie na globalny brak miłości. Depresję leczymy w dużej mierze psychoterapią, czyli zaglądaniem w głąb siebie. Środki farmakologiczne powinny być rodzajem ochrony naszego dobrego samopoczucia na czas zdrowienia, chwilowym wspomaganiem organizmu.

A jakie środki wspomagające przygotowała dla nas natura? Depresja nie jest dla niej fanaberią człowieka, a nawet jeśli, to przecież właśnie my sami tworzymy swoją rzeczywistość, o czym ona wie najlepiej.

Zanim sięgniesz po pomoc z natury, pamiętaj, że roślin o działaniu antydepresyjnym nie wolno łączyć z środkami farmakologicznymi przepisywanymi przez lekarzy psychiatrów. Łączenie takich podwójnych dawek może doprowadzić do zespołu serotoninowego, czyli niebezpiecznie wysokiego poziomu serotoniny, objawiającego się m. in przyspieszonym metabolizmem i pracą serca, mimowolnymi kurczami lub sztywnieniami mięśni, niewydolnością nerek, uczuciem niepokoju, silnym pobudzeniem psychicznym, omamami, czy wysoką gorączką. Rośliny lecznicze, jak sama nazwa wskazuje są lekarstwami i ich nadużywanie czy nieumiejętne łączenie może mieć niebezpieczne konsekwencje. Do terapii roślinnymi antydepresantami zachęcamy tylko, gdy będziemy mogli stosować je samodzielnie. Stosowanie roślin i ziół w takiej formie, nie obarcza nas praktycznie żadnymi skutkami ubocznymi, czego nie można powiedzieć o lekach chemicznych. Wybór należy do nas i powinien być skonsultowany z lekarzem, ale też własną intuicją.

Dziurawiec zwyczajny – król wśród lekarstw na melancholię.

 

Dziurawiec jest chyba najbardziej znanym, naturalnym i cenionym środkiem na depresję znanym wśród fitoterapetów oraz lekarzy. Jego pozytywne działanie zawdzięczamy czerwonemu barwnikowi – hiperycynie. O pozytywnych właściwościach dziurawca wiedziano już w starożytności i powszechnie podawano go „opętanym”. Notę pochwalną dla tej rośliny zamieścił również w swoich księgach Hipokrates. Według najnowszych badań hiperycyna silnie hamuje rozkład neuroprzekaźników niezbędnych w zachowaniu dobrego samopoczucia psychicznego, głównie serotoniny. Choć uważa się, że na jego przeciwdepresyjne właściwości wpływają także inne związki w nim zawarte m.in. flawonoidy, ksantony, hiperfortyna. Jak to zwykle bywa w naturze, wszystkie składniki działają w synergii, co skutkuje lepszym efektem leczniczym, niż stosowanie pojedynczego, wyizolowanego składnika. Długoletnie badania medyczne przeprowadzane przez naukowców głównie w Stanach Zjednoczonych Ameryki, czy w Niemczech wykazały ponad 83% skuteczność leczeniu depresji dziurawcem, w porównaniu do zastosowania fluoksetyny – popularnego składnika aktywnego zawartego w znanym leku Prozac, zachowując tym samym negatywne skutki uboczne tylko u 3% pacjentów! Jeszcze lepiej prezentuje się dziurawiec w porównaniu do innego, znanego środka na depresję – imipraminy. W tych badaniach nie zauważono żadnej różnicy w stosowaniu obu preparatów i znowuż dziurawiec nie pozostawił praktycznie żadnych skutków ubocznych (poza przemijającym odczuciem suchości w ustach).

 

Jak stosować dziurawiec?

Niestety nie zadziała herbatka z dziurawca. Aby składniki aktywne przeszły przez barierę krew-mózg należy zastosować kurację wyciągiem alkoholowym, potocznie zwanym nalewką. Taką nalewkę można bez problemu dostać w aptece lub zielarni pod nazwą Intractum Hiperici . Można też sporządzić ją samemu. Innym sposobem jest spożywanie świeżego lub suszonego ziela dziurawca bezpośrednio np. w formie ziołowych tabletek.

! Aby przeprowadzić kurację dziurawcem należy najpierw dokładnie przyjrzeć się medykamentom, które przyjmujemy na co dzień. Wciąż trwają badania nad interakcjami hiperycyny z lekami. Dziś wiemy już, że oprócz wspomnianych wcześniej antydepresantów z recepty lekarskiej, nie powinniśmy również łączyć dziurawca z antykoncepcją hormonalną; z lekami przeciwpadaczkowym; przeciwwirusowymi; kwasem acetylosalicylowym, a więc z większością leków przeciwzakrzepowych. Stosowanie dziurawca przy jednoczesnym wystawianiu skóry na promieniowanie słoneczne, może skutkować zaś nieodwracalnymi zmianami barwnikowymi. Zalecane jest więc stosowanie dziurawca w okresie jesienno - zimowym. Czy to przypadek, że właśnie jesienią i zimą wiele ludzi popada w tzw. depresję sezonową? 

Copyright © Klaudia Listwon 2021

cross-circle linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram